Cud Miłości odc 55. Odblokuj dostęp do 14323 filmów i seriali premium od oficjalnych dystrybutorów! Oglądaj legalnie i w najlepszej jakości. Włącz dostęp. Dodał: k-r-i-s-u. W katalogu: CUD MIŁOŚCI. Lubisz ten film? Miasto 44 (2014) Cały film PL premium Przejmująca, wzruszająca, a zarazem brutalnie autentyczna historia! Symetria (2003) Cały film PL premium Oskarżony o napaść na starszą kobietę Łukasz, trafia do aresztu śledczego. Pod Mocnym Aniołem (2014) Cały film PL premium Świetnie nakręcony mocny polski dramat Wojtka Smarzowskiego! Cud miłości Odcinek 111. Odblokuj dostęp do 14105 filmów i seriali premium od oficjalnych dystrybutorów! Oglądaj legalnie i w najlepszej jakości. Cud Miłości (Milagros) peruwiańska telenowela z 2000 roku produkcji America Producciones licząca 220 odcinków. W rolach głównych Sonya Smith i Roberto Mateos. Jose Antonio Echevarria Cud Miłości odc 212. Odblokuj dostęp do 14248 filmów i seriali premium od oficjalnych dystrybutorów! Oglądaj legalnie i w najlepszej jakości. Włącz dostęp. Dodał: k-r-i-s-u. W katalogu: CUD MIŁOŚCI. Lubisz ten film? Cud miłości. Barbara Likowska-Matys. 24 listopada 2005, 22:20 Bo to, że zostaną matkami, było dla nich oczywiste. Od zawsze. W marzeniach widziały siebie z niemowlęciem przy piersi. Na Termin porodu = pierwszy dzień ostatniej miesiączki + 7 dni – 3 miesiące + 1 rok. Reguła ta nie sprawdza się jednak, jeśli wcześniej miesiączkowałyśmy nieregularnie. Natomiast przy założeniu, że nasze okresy następowały systematycznie, co 28 dni a do owulacji dochodziło w 14. dniu cyklu, ciąża trwa 266 dni (czyli jest o 2 lhGj6. Potrzebujesz szybszego ładowania wideo? Załóż konto CDA Premium i nie trać czasu na wczytywanie. Aktywuj teraz, a 14 dni otrzymasz gratis! Aktywuj konto premium Dlaczego widzę ten komunikat? CDA nie limituje przepustowości oraz transferu danych. W godzinach wieczornych może zdarzyć się jednak, iż ilość użytkowników przekracza możliwości naszych serwerów wideo. Wówczas odbiór może być zakłócony, a plik wideo może ładować się dłużej niż opcji CDA Premium gwarantujemy, iż przepustowości i transferu nie braknie dla żadnego użytkownika. Zarejestruj swoje konto premium już teraz! Odblokuj dostęp do 10556 filmów i seriali premium od oficjalnych dystrybutorów! Oglądaj legalnie i w najlepszej jakości. Nie kupuj kota w worku! Wypróbuj konto premium przez 14 dni za darmo! film dokumentaly przedstawiający nowe życie od poczęcia do narodzin, dzięki wprowadzeniu kamery do łona kobiety, można ujrzeć jak powstaje nowe życie. Włącz dostęp do 10556 znakomitych filmów i seriali w mniej niż 2 minuty! Nowe, wygodne metody aktywacji. Komentarze do: Cud miłości [lektor pl] film dokumentalny Autoodtwarzanie następnego wideo Ostatnio komentowane: Jak często zastanawiamy się nad tym skąd bierze się większość naszych wzorców zachowań? Wielu z nas myśli, że zostały one uwarunkowane w dzieciństwie. I oczywiście jest to prawdą, bo do 6-7 roku życia kształtuje się w pełni zestaw naszych przekonań, wartości, z którymi idziemy dalej przez życie i które zakorzenione głęboko w podświadomości warunkują nasze późniejsze automatyczne zachowania, podejmowane decyzje i sposób odbierania świata. A czy myśleliśmy o tym, w którym momencie te wzorce zaczynają się kształtować? Dzisiejsze badania fizyki kwantowej jasno pokazują, że wszystko jest energią. My jesteśmy energią, powstaliśmy z energii i na każdym kroku przenikamy się nawzajem w oceanie energii, który nas otacza. W ostatnich latach bardzo mocno rozwija się psychologia prenatalna. Otóż okazuje się, że kluczowym momentem dla całego naszego późniejszego życia, w którym zapisuje się najwięcej korzystnych dla nas lub nie, wzorców i przekonań na temat ludzi, świata i nas samych jest moment naszego przyjścia na świat – proces narodzin. Kiedy ten proces się zaczyna? Wydawałoby się, że w momencie porodu. Jednak poród to nie początek, ale koniec naszego procesu narodzin. Skoro wszystko jest energią, myśli są energią to czy nie powstajemy już w momencie, kiedy w umysłach naszych rodziców pojawiła się MYŚL, która połączyła się z UCZUCIEM w ich sercach, tworząc INTENCJĘ naszego poczęcia? Moment poczęcia jest niezwykle ważny i już wtedy jako energia, którą jesteśmy – czujemy tę intencję. Dlatego tak ważne jest świadome poczęcie dziecka z miłości, z intencją stworzenia nowego życia. To warunkuje już nasz pierwszy imprint psychologiczny. Następnie, kiedy jako nowe życie zostaliśmy zaakceptowani przez naszych rodziców, kontynuuje się proces naszego rozwoju i wzrastania. Będąc w łonie matki przez 9 miesięcy, tam jest nasz dom – jest nam ciepło, bezpiecznie i przytulnie. Ogromne znaczenie ma wszystko, co mama myśli i robi w czasie ciąży, a przede wszystkim jakie uczucia się w niej pojawiają. Jako dziecko w łonie wszystko słyszymy i czujemy i to są kolejne zapisy kodujące się w naszych strukturach komórkowych. Nasze organy kształtują się stopniowo i wszystkie niezbędne do życia substancje odżywcze otrzymujemy z łożyska. I co się dzieje w momencie porodu? Z czym kojarzy Ci się poród? Ból, krzyk, szpital, pośpiech, nerwowa atmosfera…? Taki obraz porodu został niestety ukształtowany w naszej świadomości zbiorowej i przykre jest to, że niestety u większości kobiet tak to wygląda… Jednak wcale nie musi tak być… Ruch świadomego położnictwa rozwija się na całym świecie coraz intensywniej i coraz więcej kobiet i ich rodzin otrzymuje niezbędną wiedzę i wsparcie do tego, aby poród stał się pięknym, cudownym przeżyciem zarówno dla matki, ojca, jak i dla dziecka. Wyobraź sobie – jako dziecko w łonie, przez 9 miesięcy jesteś trwale połączona poprzez pępowinę ze swoim źródłem życia – łożyskiem – przez które oddychasz, odżywiasz się i które pełni wiele innych funkcji niezbędnych dla Twojego prawidłowego rozwoju. Powstaliście z jednej komórki, a więc Ty i łożysko stanowicie jedność – całość, zarówno fizycznie jak i energetycznie. Jesteś gotowa wyjść na świat – zaczyna się szereg procesów powodujących pojawienie się skurczy, które ułatwiają Ci przesuwanie się w kanale rodnym. Przyjmijmy, że proces rodzenia zachodzi naturalnie, wszystko przebiega prawidłowo – bez oksytocyny, znieczulenia i zbędnych interwencji medycznych. (Pominę już tutaj wpływ substancji podawanych matkom w czasie porodu dla jego przyspieszenia i „ułatwienia”, czy środków znieczulających dla złagodzenia bólu. Niestety nikt w szpitalu nam nie wspomina o wpływie tych substancji na dziecko – przecież jesteśmy w „dobrych rękach”… Ale to już dużo szerszy temat na osobne posty.) Opuszczasz bezpieczny brzuch mamy, wychodzisz na świat i co się dzieje? Zostajesz oślepiona ostrym, jaskrawym światłem, jacyś obcy ludzie dookoła, nerwowa atmosfera, w tle jakieś głosy, może krzyki innych kobiet… i nagle zostajesz brutalnie odcięta od swojego źródła życia, które przecież przez 9 miesięcy stanowiło z Tobą całość – ostre narzędzie przecina pępowinę, która jeszcze tętni, dostarczając Ci niezbędną krew i tlen. Twoje płuca jeszcze nie gotowe do oddychania są zmuszone wziąć pierwszy oddech – zaczynasz płakać, krzyczeć – błagalnie wołając o pomoc – doznajesz szoku krążeniowego i respiracyjnego – zapisuje się tzw. trauma porodowa, której niestety doświadczyła większość z nas i nie jesteśmy absolutnie tego świadomi. Jednak jej skutki determinują wiele naszych późniejszych problemów. Okazuje się, że szybkie przecięcie pępowiny i pozbawienie dziecka łożyska powoduje utratę ogromnej ilości krwi, zwiększa ryzyko anemii, alergii i astmy. Wychodzi to dopiero w czasie różnych terapii oraz hipnozy, gdzie pacjenci wracając do momentu swojego porodu – wyraźnie odczuwają fizyczny ból odcinanej pępowiny i ogromne trudności związane z koniecznością wzięcia pierwszego oddechu. Opóźnienie tego odcięcia choćby o kilkadziesiąt minut, aż pępowina przestanie tętnić, znacznie złagodziłoby ten proces. Ale czy ktokolwiek w szpitalu ma czas, żeby czekać kilka godzin? Przecież jest tyle pracy, czekają kolejne rodzące… Czy w takich warunkach możemy czuć się bezpiecznie i mieć świadomość, że świat, który nas wita jest pełen akceptacji, szacunku i miłości??? Niestety właśnie ten zapis w naszej psychice i emocjach odciska głęboką traumę – konieczność walki o życie, silne poczucie osamotnienia, lęku, straty – nasze cenne zasoby zostały nam brutalnie zabrane. Wielu badaczy stosujących terapie pierwotne potwierdza, że współczesne praktyki okołoporodowe przyczyniają się do tego, że wielu ludzi, ma wrodzone poczucie bezradności, braku decyzyjności i wiary w siebie, ciągle za czymś goni, a związki, które tworzą są często nietrwałe. „Ciało pamięta wszystko, czego doświadczyliśmy od poczęcia do narodzin i później. Zapis tworzy się w układzie limbicznym mózgu. Jakość doświadczeń prenatalnych i okołoporodowych wpływa na nasze życie oraz relacje, w które wchodzimy z ludźmi i światem.” Elena Tonetti – Vladimirowa A gdyby tak ten proces mógł wyglądać zupełnie inaczej??? Gdybyś miała wybór i mogła przyjść na świat w miejscu, które znasz, w którym Twoja mama czuje się dobrze, bo przebywa tam na co dzień, a Ty razem z nią przebywałaś tam przez ostatnie 9 miesięcy? Gdyby na zewnątrz było cicho, przytulnie, przytłumione światła, świece, łagodna uspokajająca muzyka i czekają na Ciebie ludzie, których głosy, uczucia doskonale znasz z życia płodowego? Gdyby wszystko odbywało się bez pośpiechu i nerwowej atmosfery? I zamiast brutalnego pozbawiania Cię źródła życia – pępowiny i łożyska – zostałabyś w tym związku połączona, aż do momentu, kiedy będziesz gotowa się z nim pożegnać i w pełni rozpocząć samodzielne życie? TAK to jest możliwe!!! Rozwiązaniem jest poród lotosowy we własnym domu. Michael Odent, światowej sławy położnik, prekursor nowego podejścia do narodzin ogłosił, że porody przyjmowane przez samodzielne położne minimalizują liczbę wszelkich interwencji medycznych. Stwierdził, że szpital powinien być ostatnim miejscem, w którym miałyby przychodzić na świat nasze dzieci. Już samo wejście do szpitala powoduje uwalnianie się kortyzolu – hormonu stresu – który znacznie hamuje akcję porodową. Za jedyne, słuszne i naturalne uważał dom – bo tam kobieta czuje się najbezpieczniej. Oczywiście w pewnych sytuacjach, kiedy jest to rzeczywiście niezbędne, szpital i cięcie cesarskie są jedynym rozwiązaniem. Jednak dziś zbyt często wykonuje się je rutynowo, a kobiety myślą, że to było jedyne wyjście dla ratowania zdrowia i życia ich oraz dziecka. „Potrzebujemy energii miłości.(…) Musimy ponownie odkryć, czym mogą być narodziny, gdy nie zostaną zakłócone wpływami kulturowymi. Potrzebujemy punktu odniesienia, od którego nie powinniśmy się zbyt oddalać. „Narodziny lotosu” są właśnie takim punktem.”Michael Odent, położnik Czy my kobiety wierzymy w to, że jesteśmy stworzone do rodzenia dzieci? Czy mamy świadomość, że nasze ciało doskonale wie, jak ten proces powinien przebiegać? Czy mamy poczucie mocy i sprawczości, pełne zaufanie do Natury? Ja w to uwierzyłam. Stopniowo zdobywałam niezbędną wiedzę, odkrywałam świat do tej pory dla mnie totalnie abstrakcyjny i świadomie przygotowywałam się przez cały okres ciąży do tego, aby móc urodzić w sposób jak najbardziej naturalny i w pewnym momencie przyszła do mnie idea porodu lotosowego, we własnym domu, oczywiście przy wsparciu i pomocy położnej. Jeżeli jako kobieta nie masz tego poczucia mocy i masz same negatywne skojarzenia związane z porodem – zawsze możesz to zmienić, podejmując świadomą i konsekwentną pracę nad sobą i własnym rozwojem. Bo to Ty decydujesz o tym, w co uwierzysz. Ja wiele lat temu będąc osobą totalnie nieświadomą, wierzyłam w słuszność „cesarki na życzenie” – przecież po co się męczyć? Nie miałam zamiaru karmić dziecka piersią – po co sobie utrudniać życie, jak można podać mleko z butelki? Aż wstyd się przyznać, ale taki był mój poziom świadomości 10 lat temu. Dzisiaj nie wyobrażam sobie innego sposobu, w jaki moje kolejne dzieci przyjdą na świat – dla zdrowej kobiety, w zdrowej ciąży – poród lotosowy we własnym domu to najpiękniejsza i najbardziej naturalna forma powitania cudu nowego życia. Można też to zrobić w szpitalu, jednak wymaga to ogromnej odwagi i „wywalczenia” swoich praw. Z roku na roku coraz więcej rodziców decyduje się na taką właśnie formę porodu. Poród lotosowy to praktyka polegająca na nieprzecinaniu pępowiny, lecz pozostawieniu jej do całkowitego uschnięcia i samoistnego odłączenia się od dziecka w sposób naturalny, pozostawiając ślad w postaci pępka. Najczęściej trwa to od 3 do 10 dni. W tym czasie odpowiednio pielęgnujemy łożysko, zasypując je solą i ziołami. Właśnie w taki sposób przyszedł na świat nasz syn – w ciszy, spokoju, miłości, przy ogromnym wsparciu męża, bez pośpiechu, w pełnym poszanowaniu wszelkich jego praw – przede wszystkim prawa wolności wyboru. Po 9 dniach nastąpiło samoistne odłączenie się dziecka od pępowiny, pozostawiając piękny pępek – łożysko wypełniło swoją rolę. Od momentu narodzin Aleksander był bardzo spokojny, w ogóle nie płakał, przez kilka dni miał nawet zamknięte oczka, które stopniowo ukazywały nam swoje piękno – łagodnie i w swoim tempie wybudzał się do życia. To był cudowny, magiczny czas, jakby wszystko nagle zatrzymało się w miejscu, w domu panowała niezwykła energia. Wiem, że dla wielu z Was temat ten może wydawać się totalnie oderwany od rzeczywistości. Wiele kobiet nawet nie ma pojęcia do kogo tak naprawdę należy łożysko – do matki czy do dziecka? Niestety przeważnie myślimy, że do matki, bo w szpitalu traktowane jest jako zbędny odpad poporodowy, a którego pozostawienie choćby nawet kilka godzin dłużej (nie mówiąc już o dniach!) jest bezpodstawnie powiązane z ryzykiem zdrowia i życia matki i dziecka. Tak zostało nam to przedstawione, a my w to uwierzyliśmy. A może warto byłoby się zastanowić nad tym, co tak naprawdę dzieje się z łożyskami, które natychmiast są zabierane kobietom w szpitalach…? Przecież coraz szerzej mówi się o bezcennej wartości krwi pępowinowej i komórkach macierzystych w niej obecnych, które potrafią ratować zdrowie i życie, kiedy zostaną zachowane do ewentualnego użycia w poźniejszych latach – co jest oczywiście bardzo kosztowne. A czy ktokolwiek się zastanawia nad możliwością pozostawienia dziecka w połączeniu z łożyskiem tak długo, aż cała ta krew przepłynie swobodnie z powrotem do dziecka, dając mu tę cudowną mieszaninę przeciwciał i komórek macierzystych na zawsze? Przecież to właśnie do dziecka one należą i nikt nie ma prawa mu ich zabierać. Okazuje się, że przecinanie pępowiny jest zabiegiem wyłącznie higieniczno – zwyczajowym i nie ma żadnych słusznych ku temu przesłanek. Łożysko jest odpowiedzialne za wszelkie procesy życiowe dziecka, dopóki wszelkie narządy nie zaczną samodzielnie funkcjonować. I okazuje się, że kiedy to następuje, to w łożysku stopniowo wygaszają się obszary odpowiedzialne za dane narządy. Czy kiedykolwiek widziałaś łożysko z bliska? Jest to przykre, ale większość ludzi to brzydzi. Ja kiedy zobaczyłam łożysko mojego syna, byłam absolutnie zachwycona jego pięknem – drzewo życia – to było moje pierwsze skojarzenie, bo rzeczywiście tak ono wyglądało – bardzo intensywnie ukrwione, pełne życiowej energii. Poza aspektem czysto zdrowotnym, pozostawienie łożyska ma także wymiar duchowy. Tak, jak wspominałam dziecko i łożysko są jednym organem, a więc otacza je to samo eteryczne pole aury i mają wspólną świadomość. Kiedy pozostawiamy dziecko z łożyskiem do samoistnego zakończenia tego procesu, powoduje to, że aura dzieci lotosowych pozostaje pełna, nienaruszona, co prowadzi do silniejszego układu immunologicznego, ponieważ jej pole energetyczne jest mocniejsze. Dzieci te są od początku głęboko osadzone i w pełni obecne w swoich ciałach, widać to w ich spojrzeniu, mają już na starcie to wszystko, do czego wielu ludzi nawet nie dochodzi przez całe życie – pełen potencjał swoich zasobów, bo nic nie zostało im zabrane. Łożysko symbolizuje też wewnętrzną mądrość oraz ucieleśnia pierwszy związek – pierwotną relację, na której opierają się nasze późniejsze związki. Poród lotosowy pozwala na powolne i łagodne przejście z łona na ziemię, z wody na powietrze oraz stwarza przestrzeń i czas na nawiązanie więzi i swobodną integrację w nowym świecie. Kiedy cały ten transfer materii i świadomości się dokona, pępowina samoistnie odpada, a dziecko w pełni wcielone zaczyna odrębne życie. Może warto zastanowić się nad tym, czy Stwórca mając w zamyśle proces narodzin nowego życia wymyśliłby coś takiego, że będzie potrzebne jakieś ostre narzędzie do tego, aby dziecko oddzielić od matki, aby mogło przyjść na świat??? Natura sama w sobie jest doskonała i nie popełnia błędów… Byc może to, o czym piszę jest dla Ciebie totalnie niedorzeczne, a być może sprawi, że zaczniesz się zastanawiać, czy może właśnie tak powinien wyglądać proces przyjścia nowego człowieka na świat – jak mogą rodzić się CUDA? Bo nic nie zaprzeczy temu, że narodziny dziecka są cudem w życiu niemal każdego człowieka. Może pokażesz ten artykuł jakiejś kobiecie, która dostrzeże wartość tej idei i będzie chciała dalej zgłębiać temat, dzięki czemu poród będzie dla niej i dziecka cudownym doświadczeniem… Masz wpływ na to, w jakich warunkach będą się rodzić nasze dzieci, dzieci naszych dzieci oraz innych bliskich nam osób. Aby poznać dokładniej to, o czym piszę, polecam Wam książkę Edyty Adamczewskiej „Tajemnica narodzin. Poród lotosowy” oraz Shivam Rachana „Narodziny w nowym świetle. Lotosowy poród”. Moim marzeniem jest, aby coraz więcej dzieci przychodziło na świat w sposób jak najbardziej naturalny, świadomy, godny i aby ten proces zapisywał się w nich oraz w ich rodzicach na trwałe jako cudowne, piękne przeżycie i wspomnienie, o którym będą z radością opowiadać swoim bliskim. Dlatego cały czas zgłębiam i poszerzam swoją wiedzę na ten temat, aby coraz szerzej promować ideę porodu lotosowego, bo całym sercem wierzę w jego słuszność i cudowną moc. Obserwacja mojego syna na co dzień i tego jak się pięknie rozwija jeszcze bardziej mnie w tym utwierdza. Życzę Wam pięknych i cudownych procesów narodzin! Czy mieć dziecko? To jedno z najmłodszych egzystencjalnych pytań ludzkości, jakkolwiek dziwacznie to brzmi. Kiedyś się nie pojawiało, a jeśli już, to w ściśle ograniczonym kontekście: wyboru drogi życiowej wiążącej się ze wstrzemięźliwością seksualną lub trudnymi warunkami życia, które taką wstrzemięźliwość czyniły wskazaną. A i w takich okolicznościach obecność tego pytania jest nader ograniczona, o czym najlepiej być może świadczy to, że wiele dzieci rodziło się i rodzi w czasie wojny czy w skrajnej biedzie. Dla wielu ludzi na świecie pytanie to nadal nie istnieje. Dzieci po prostu pojawiają się lub nie – to kwestia losu, naturalnego biegu to ranga i wydźwięk wspomnianego pytania uległy diametralnej zmianie, z peryferii ludzkich dylematów przenosząc je w centrum tego, co szumnie zwie się kondycją ludzką. Kiedy to się stało? Po raz pierwszy wraz z powstaniem pigułki antykoncepcyjnej, która oddzieliła współżycie seksualne od płodzenia dzieci. Po raz drugi wraz z rozwojem medycyny i pojawieniem się możliwości sztucznego zapłodnienia, które płodzenie dzieci oddzieliło od aktu seksualnego. Ogromny postęp w wiedzy na temat początków życia, który dokonał się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat,sprawił, że pytanie to przestało być kwestią marginalną i niesamoistną. Dziś pada ono tam, gdzie wcześniej nigdy by się nie pojawiło. Tam, czyli gdzie?Rodzice wczoraj i dziśPrzede wszystkim u tych osób, które kiedyś po prostu zostawały rodzicami, którym dziecko „przydarzało się”, w jak najbardziej pozytywnym sensie tego słowa, jako konsekwencja wspólnego życia. A więc pośród kobiet i mężczyzn żyjących ze sobą w trwałych związkach. Dziś powszechne wśród przeważającej ilości par pytanie: „Kiedy zdecydować się na dziecko?”, poprzedza coraz częściej to bardziej fundamentalne: „Czy w ogóle je mieć?”. Ale to możliwość postawienia tego pierwszego wywołała to drugie, nie odwrotnie. Skoro bowiem możemy kontrolować poczęcie, decydować o tym, kiedy ma do niego dojść, to znaczy, że jesteśmy za nie odpowiedzialni, że leży ono w naszych rękach. I już samo to – możliwość wyboru – czyni decyzję o poczęciu dziecka trudniejszą. Nie jest już ono czymś oczywistym, naturalnym, czymś nieuchronnym (przynajmniej nie w takim stopniu jak kiedyś), lecz – jak każda decyzja – potrzebuje uzasadnień. To jednak nie sama możliwość wyboru przesądza o tym, że pozytywna odpowiedź na pytanie o to, czy mieć dziecko, coraz częściej musi mierzyć się ze swoim przeciwieństwem. W pewnym sensie możliwość ta istniała bowiem zawsze. Co innego wcześniej jednak oznaczała i z innego rodzaju odpowiedzialnością się wiązała. Można było zdecydować się na nieposiadanie dziecka, ale wymagało to dużego wysiłku, pociągało za sobą zmianę życia, obranie takiej jego formy, która odróżniała się od formy życia większości ludzi. Zazwyczaj decyzja o nieposiadaniu dziecka nie była podejmowana ze względu na nią samą, lecz podporządkowana innej, ważniejszej sprawie, która przesądzała o słuszności dobrowolnie obranej bezdzietności i w pewnym sensie ją usprawiedliwiała. Dziś bezdzietność nie potrzebuje takich zewnętrznych uzasadnień lub potrzebuje ich coraz mniej. To posiadanie dzieci, a nie rezygnacja z nich, wydaje się wielkim życiowym wyzwaniem, które jeśli się go nie zarzuca w ogóle, to co najmniej odkłada coraz bardziej w antynaturalnaDlaczego? Powodów jest wiele, i to różnorakich. Jednym z najważniejszych jest z pewnością przełom kulturowy, któremu w latach 60. rozpędu nadało wynalezienie pigułki antykoncepcyjnej. Bezdzietność stała się łatwiejsza i niejako bardziej „naturalna”, od kiedy nie wymaga wstrzemięźliwości seksualnej. Nawet nie uciekając się do sztucznej antykoncepcji, przy obecnej i coraz bardziej powszechnej wiedzy na temat cyklu owulacyjnego kobiety oraz procesu zapłodnienia, a także przy równoczesnej większej akceptacji dla innych form współżycia seksualnego niż tylko stosunek dopochwowy, uniknięcie poczęcia nie wiąże się z tak dużymi jak niegdyś „kosztami”, nie wymaga zmiany życia i całkowitej rezygnacji z realizacji potrzeby bliskości fizycznej. Dziś to bezdzietność jest niejako „naturalnym” stanem wyjściowym żyjących ze sobą mężczyzn i kobiet. Dziecko zaś świadomym tego stanu przełamaniem. Na pewno istnieje pewien nacisk społeczny (głównie ze strony rodziny, starszego pokolenia), by młodzi ludzie, osiągnąwszy pewien status społeczny, stabilność finansową, na dziecko się zdecydowali. Ale niepodejmowanie tej decyzji i odwlekanie jej w czasie nie wiąże się z ostracyzmem. Co prawda, życie bez dzieci wciąż nierzadko określa się jako egoistyczne i jałowe, bo nieprzekazujące życia dalej, oraz jako niepełne, bo pozbawione doświadczenia macierzyństwa czy ojcostwa, ale coraz większa jest także świadomość tego, że nie inne pobudki niż egoistyczne ku rodzicielstwu w dużej mierze popychają. Nade wszystko jednak zmienia się kultura, w której żyjemy, i przewartościowaniu ulegają role życiowe. Już samo pozostawanie w związku, nie wspominając o znaczącej dywersyfikacji sposobów, na jakie ludzie dziś ze sobą są, nie jest tak silnym jak niegdyś składnikiem poczucia własnej wartości. Bycie rodzicem przestaje być rolą uprzywilejowaną. Jest tylko jedną z wielu ról, które człowiek powinien w swoim życiu umiejętnie ze sobą wszystkim jednak spojrzenie na rodzicielstwo jako na pewną życiową rolę, którą się dobrowolnie podejmuje, nie zaś jako na sferę życiowej konieczności, czyni coraz silniejszym przeświadczenie, że dziecko nie powinno się w życiu tak po prostu przydarzyć, jego pojawienie się na tym świecie nie powinno być kwestią przypadku, zrządzenia losu, a „przydarzanie się”, jakkolwiek pozytywnie by na nie spojrzeć, element przypadkowości w sobie niesie. Narodziny wciąż bywają odczuwane jako błogosławieństwo i dar Boga, ale nie powinny, niezapowiedziane, spadać z nieba, bez przygotowania ze strony rodziców. Rosnąca nieufność wobec „przydarzania się” dziecka wynika z coraz dogłębniej uświadamianej sobieza nie odpowiedzialności. Ale też odpowiedzialność ta poszerza się o coraz to nowe aspekty. Nie ogranicza się tylko do tego, by dziecko, gdy już się pojawi, było chciane, nawet jeśli nie było wcześniej planowane. Skoro możemy kontrolować poczęcie, to powinno się ono wydarzyć w odpowiednim momencie naszego życia. Przede wszystkim wtedy gdy na dziecko nas stać. I nie chodzi tylko o zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych, ale stworzenie mu materialnych warunków na satysfakcjonujące życie, którego standardy stają się coraz bardziej wyśrubowane (dziś obejmują one na pewno także dobrą edukację oraz możliwość rozwoju pasji i zainteresowań).Nie tylko aspekt materialny jest ważny, a bycie dobrym, odpowiedzialnym rodzicem do niego się nie ogranicza. Trzeba być także osobą dojrzałą psychicznie, świadomą swoich mocnych i słabych stron, sposobów działania, znać główne filary swojej konstytucji psychicznej i umieć choć w pewnej mierze ocenić, czy będzie się potrafiło zapewnić dziecku także w tym aspekcie warunki do szczęśliwego życia, czy uda nam się z nim stworzyć dobrą i zdrową, wielowymiarową relację, wykraczającą poza same tylko instynkty przywiązania. To niepewność co do podołania temu właśnie aspektowi rodzicielstwa sprawia, że pozytywna odpowiedź na pytanie, czy mieć dziecko, staje się dla wielu ludzi coraz bardziej problematyczna. Tym bardziej że doświadczenie ich własnej relacji z rodzicami naznaczone jest często rozczarowaniem, a niekiedy i poczuciem krzywdy: „Jeśli im nie udało się dobrze wywiązać z tej trudnej roli, to jaką mogę mieć pewność, że ja jej podołam?”. Rosnąca wiedza o tym, że nasza psychika, osobowość, charakter, schematy postępowania w bardzo dużym stopniu kształtują się właśnie w dzieciństwie, w relacji z rodzicami, niepewność tę jedynie potęguje, już o całym chcianym i niechcianym dziedzictwie, jakie otrzymujemy wraz z genami nie wspominając – a nie wspomnieć właśnie nie więcej wiemy dziś o ludzkim genomie jako źródle naszych cech fizycznych, psychicznych i umysłowych (w tym stanowiącej fetysz współczesnego świata inteligencji), ale także potencjalnych chorób i wad. Coraz precyzyjniej potrafimy określić, które geny za co odpowiadają, w jaki sposób działają i łączą się z innymi, dając w efekcie takie, a nie inne rezultaty – niekiedy zachwycająco piękne jak niespotykana uroda, niezwykły głos, wyjątkowe zdolności matematyczne, innym razem przerażająco smutne jak nieznana prowadząca do śmierci lub przysparzająca ogromnego cierpienia choroba czy też trwałe upośledzenie. Nie jest to tylko wiedza. W ślad za nią idą konkretne umiejętności i możliwości, te zaś zdają się wyznaczać kolejne wymiary odpowiedzialności, które odpowiedź na pytanie o to, czy mieć dziecko, czynią jeszcze trudniejszą, jeszcze mniej rozterkiKolejny aspekt odpowiedzialności towarzyszącej narodzinom wiąże się z nieobecną wcześniej możliwością diagnostyki prenatalnej. Badania te pozwalają wykryć wady płodu już we wczesnych miesiącach ciąży. Czy można ich zaniechać, powołując się na gotowość przyjęcia dziecka, jakiekolwiek by się ono urodziło? Można. Ale przecież pozwalają one na leczenie wielu wad jeszcze w okresie płodowym. Z drugiej strony wykrywają również wady nieuleczalne. Co zrobić, gdy są one bardzo poważne i oznaczają śmierć dziecka zaraz po urodzeniu albo, co gorsza, życie, ale w ciągłym cierpieniu, którego w żaden sposób nie nazwalibyśmy „satysfakcjonującym”? Jak wtedy, gdy dziecko już jest, gdy już się poczęło, odpowiedzieć sobie na pytanie: czy je mieć? Nie tylko odpowiedź negatywna, która jest równoznaczna z decyzją o aborcji, ale także ta pozytywna, by dziecko urodzić, może budzić duży niepokój i kontrowersje: czy dziecku takiemu po urodzeniu pozwolić umrzeć, czy też starać się je ratować? Można przed takimi dylematami uciec, rezygnując z diagnostyki prenatalnej. Ale nie ucieknie się tym samym od odpowiedzialności. Decyzja taka oznacza bowiem, że bierzemy na siebie wszystkie choroby naszego dziecka, których można mu było dzięki tym badaniom oszczędzić. I może być to decyzja w pełni odpowiedzialna, tak zresztą jak pozostałe z wyżej zarysowanych. Mogą takie być wtedy, gdy podejmowane są ze świadomością konsekwencji, jakie one ze sobą pociągają, a więc także ze świadomością winy, jaką, podejmując każdą z nich, na siebie zaciągamy. Nawet odmowa wyboru jest pewnym trudność: co wówczas, gdy w rodzinie pojawiają się choroby genetyczne, które potomstwo może odziedziczyć? Jak wtedy odpowiedzieć na pytanie: czy mieć dziecko? Istnieją badania genetyczne, ale czy należy im się poddawać? Rozsądek opowiada się za nimi, żeby móc ocenić prawdopodobieństwo choroby u dziecka. Ale jeśli nawet się okaże, że jest ono wysokie, to czy powinno się z dziecka zretematzygnować? Czy zaakceptować ryzyko, czy też starać się je wykluczyć, uciekając się do sztucznego zapłodnienia, które umożliwia badanie i selekcję gamet tylko z dobrym, nieuszkodzonym materiałem genetycznym jeszcze przed ich połączeniem się? Ale poddanie się tej procedurze także nie rozwieje wszystkich wątpliwości. Nawet w przypadku zdrowych gamet może dojść do samorzutnych mutacji genetycznych, które stwierdzić można będzie dopiero po zapłodnieniu. Ale i im możemy do pewnego stopnia zaradzić. Badania preimplantacyjne pozwalają wybrać tylko te ze stworzonych metodą in vitro zarodków, które nie są obciążone wadami genetycznymi, i tylko tym pozwolić się rozwinąć w płód w macicy kobiety. Co jednak z pozostałymi zarodkami? A nawet gdyby pozostać tylko przy selekcji najlepszych, najbardziej odpowiadających pod względem genomu gamet, by nie mierzyć się z problemem zbędnych zarodków, to czy taki dobór materiału genetycznego nie jest działaniem przypominającym projektowanie dziecka? Można odpowiedzieć twierdząco, ale w tym przypadku działanie takie jest uzasadnione, gdyż podyktowane jest obawą przed przekazaniem dziedzicznych naturalnego poczęciaCzy jednak może się ono do takich przypadków ograniczyć? Wydaje się, że nie. Wystarczy sobie bowiem uświadomić, czym jest naturalne poczęcie w porównaniu z zapłodnieniem kontrolowanym, w którym mamy pewność (nie ostateczną, ale bardzo dużą), jakiej jakości jest materiał genetyczny, z którego powstanie nowe życie. Pryzmat laboratoryjnego szkła nie pozostawia cienia wątpliwości: naturalne poczęcie to czysta ruletka, niekiedy może prawdziwie wirtuozowska, ale jednak gra przypadku. Jeśli zaś jeden z najbardziej dziś znaczących aspektów odpowiedzialności przejawia się w wysiłkach, by przypadkowości się przeciwstawić, to wydaje się tylko kwestią czasu rozpowszechnienie metody in vitro także wśród tych par, które co prawda mogłyby mieć dzieci naturalnie, ale zechcą wyeliminować wiążące się z zapłodnieniem naturalnym ryzyko. Być może naturalne poczęcie będzie w przyszłości traktowane jako „wpadka”, która może się co prawda zdarzyć, ale nie jest dobrze widziana, bo świadczy o niefrasobliwej, nieodpowiedzialnej wizja wydaje się na pierwszy rzut oka nieprawdopodobna, przy bliższym wejrzeniu może nawet trochę niesmaczna, ale po namyśle zniewala tkwiącą w niej konsekwencją. Pomijając wszystko inne, przemawia za nią najbardziej prymitywny, a zarazem najsilniejszy „argument”, jaki wymyśliła ludzkość: to po prostu jest możliwe. Czy znajdą się jeszcze jakieś inne, przeciwstawiające się jej? Można by przeciw takiemu scenariuszowi, tak jak przeciw innym technologicznym ingerencjom w początek życia ludzkiego, wysuwać różne argumenty „z natury”. Ale dosyć łatwo jest je odeprzeć, wskazując, że natura nie jest doskonała, pełno w niej niedociągnięć i człowiek od zawsze starał się przekroczyć jej ograniczenia, że na tym właśnie przekraczaniu w pewnym sensie ukształtowało się jego przekonywać, że takie zakrojone na szeroką skalę i podejmowane za wszelką cenę działania, zmierzające do tego, by ryzyko choroby lub upośledzenia uczynić jak najmniejszym, są w pewnym sensie bezcelowe. Nawet bowiem przy ogromnym postępie wiedzy medycznej oraz znaczącym wzroście skuteczności metod pozwalających kontrolować poczęcie i towarzyszące mu procesy i tak nie uda się nam zupełnie wyeliminować cierpienia z ludzkiego życia. To prawda, ale to, że cierpienia nie sposób usunąć całkowicie, nie dezawuuje wysiłków, by jego ryzyko uczynić możliwie jak najmniejszym. Jest to, można by rzec, jak najbardziej naturalna potrzeba człowieka. Jej samej podważać nie sposób, ale w tym przypadku chęć minimalizacji cierpienia szczególnie niepokojąco splata się z dążeniami możemy tu jednak mówić o czymś więcej niż o niepokoju? Przeciw projektowaniu dzieci można wytaczać dwa rodzaje argumentów. Jedne z nich podnosić będą kwestię godności istoty ludzkiej, która powinnastanowić ostateczny limes wszelkich możliwych działań człowieka, a która wydaje się drastycznie naruszana, bo redukowana do statusu przedmiotu wtedy, gdy dziecko sprowadzane jest do zestawu preferowanych cech, w których można przebierać, którymi prawie dosłownie na żywej tkance można tasować. Druga grupa argumentów, z tą pierwszą zresztą w jakimś stopniu powiązana, skupia się przede wszystkim na skutkach takiego podejścia w przyszłości i stara się przekonać, że przyzwolenie na projektowanie dzieci będzie miało katastrofalne skutki dla naszej cywilizacji. Doprowadzi bowiem do niewyobrażalnego pogłębienia istniejących nierówności między ludźmi. Jeśli przyzwolimy na projektowanie ludzi, to ci, których na to stać, będą się z pomocą osiągnięć nauki w zawrotnym tempie udoskonalać, tworząc w efekcie grupę (rasę?) nadludzi. Nie muszą to być ludzie idealni, to jest raczej niemożliwe, ale wystarczy wyobrazić sobie, że będą mieli o jedną trzecią wyższą inteligencję od tej, która obecnie uchodzi za przeciętną, by uświadomić sobie, jakiego kalibru mogą być to te rodzaje argumentów niezależnie od tego, jak dobrze, jak sugestywnie i z zachowaniem jak największej dbałości o spójność wywodu byłyby przeprowadzone, wystawione naprzeciw tego jednego: „to jest możliwe”, i naszych, znających przede wszystkim doraźność, instynktów obnażają ostatecznie swoją słabość. Wszystkie one mają bowiem tak naprawdę przekonać do opowiedzenia się za określonymi wartościami oraz obrazem świata, który za nimi stoi, obrazem, który w dużej mierze odnajdujemy wciąż w otaczającej nas rzeczywistości, ale który może równie dobrze zostać zastąpiony czy rzeczywiście jest to słabość? O tym ostatecznie rozstrzyga nie logika wywodu, ta jest tylko lepszym lub gorszym narzędziem, które podsuwa nam rozum, i oby zawsze występowała w swej najlepszej postaci, ale wiara w wartości, których rozum gotowy jest bronić. Każdy argument, każde uzasadnienie wyrasta z określonej formy życia. To ona wyznacza uniwersum aksjologiczne i w tym sensie to ona stanowi dla nas ostatecznie odniesienie, to ona okazuje się rozstrzygającym argumentem. A znaczy to właściwie tyle, że pewnych rzeczy nie udowodnimy sobie i nie przekonamy się o nich nawzajem dyskursywnie, lecz możemy się ich od siebie uczyć, jedynie (lub aż) pokazując to, jak żyjemy. W naszej formie życia zanurzone są bowiem wszystkie naprawdę ważne dla nas wartości; jest ona najbardziej wiarygodną i tym samym niewygodną ich rynek narodzinPytanie: „czy mieć dziecko?”, które rozwój medycyny pierwszy raz tak wyraźnie postawił, czyniąc jednocześnie odpowiedź nań bardzo problematyczną, pojawia się także tam, gdzie kiedyś pojawić się ono nie miało prawa. Zasadnie pytać o to, czy mieć dziecko, mogą dziś bowiem nie tylko pary dotknięte bezpłodnością, ale również osoby samotne, świadomie pozostające poza związkiem i pragnące tylko dziecka, a także pary homoseksualne. Wcześniej pytanie to w ustach tych ludzi oznaczać mogło w zasadzie jedynie pytanie o możliwość adopcji. Dziś istnienie sztucznego zapłodnienia, banków spermy i komórek jajowych oraz surogacji otwiera cały wachlarz możliwych pozytywnych odpowiedzi na to właśnie pytanie, a jeszcze większy wynikających z nich dylematów, które w niewielkiej tylko części zostały przeze mnie zarysowane z nich świadczy o tym, że, jak zwykle, jesteśmy ze swoim człowieczeństwem i wyobraźnią daleko w tyle za możliwościami, które sami sobie stworzyliśmy. I trochę się w nich gubimy, raz obstając przy tym, że tak naprawdę nic się nie zmieniło i nowe możliwości służą jedynie realizowaniu starych wartości i potrzeb, innym razem, że kreują one całkiem nowe sytuacje i nowe, wcześniej nieznane drogi zadzierzgania się relacji międzyludzkich, wzbogacając, ale też w jakichś aspektach zubażając, nasze doświadczenie świata. A pewnie trzeba by przyznać, że dzieje się równocześnie i to, i to, choć nieraz bardzo trudno się w tych wyrastających nagle pod naszymi stopami ścieżkach być może kalejdoskop tych zmian widać właśnie w tym, jak nieraz nieuchwytnym i niekonsekwentnym przeobrażeniom ulega rozumienie tego, co znaczy bycie rodzicem. Wystarczy pomyśleć, że w pewnym sensie to samo pytanie: „czy mieć dziecko?”,mogą zadawać sobie surogatki oraz dawcy i dawczynie komórek rozrodczych, wcale nie w odniesieniu do dzieci, które chcą urodzić i wychować. Ile matek i ojców ma dziecko, powstałe w wyniku połączenia komórki jajowej kobiety np. Polki, która będzie je wychowywać wraz ze swym partnerem, oraz plemnika zakupionego od dawcy z USA, a urodzone zostało przez surogatkę w Indiach? Odpowiedź może się wydawać prosta. Z dumą wynikającą z uświadomienia sobie kierujących nami instynktów i prymitywnych potrzeb często dziś podkreślamy, że to nie ci są prawdziwymi rodzicami, którzy urodzili, ale ci którzy pokochali i wychowali, tym samym dając do zrozumienia, że coraz mniejsze znaczenie ma dla nas biologiczny wymiar rodzicielstwa, że dziś chcemy je rozumieć przede wszystkim jako szczególną relację osób. Ale zarazem między innymi dzięki Freudowi i jego psychoanalizie, która odcisnęła bardzo mocne piętno na naszej zachodniej świadomości, kładziemy bardzo duży nacisk na to, jak ważny dla całego dalszego życia człowieka jest jego najwcześniejszy etap i pierwsze relacje, w jakie dziecko wchodzi z rodzicami. Czy może tu stanowić wyjątek ciąża zastępcza i dziewięć miesięcy życia płodowego, czy w tym akurat przypadku nie ma to takiego znaczenia?Dawcy spermy, zwłaszcza ci, którzy pragną pozostać anonimowi, tzn. nie chcą, by ich biologiczne potomstwo się z nimi w przyszłości kontaktowało, wysuwają często ten sam argument: że to miłość jest ważniejsza niż geny, i to ona w domyśle rozstrzyga o tym, jaką relację możemy nazwać relacją rodzicielską, a zgodnie z takim kryterium ich dawstwo nie równa się rodzicielstwu. Ale zarazem to przecież właśnie o geny, o możliwość ich doboru toczy się cała gra!Ci dawcy zaś, którzy nie mają nic przeciwko odszukaniu ich przez swoje biologiczne dzieci, jako motyw oddania swego nasienia (poza finansowym, który jest, myślę, w większości przypadków rozstrzygający) podają powody, które zazwyczaj towarzyszą „tradycyjnemu” ojcostwu, a więc chęć pozostawienia po sobie na świecie śladu, ciekawość, w co obrócą się ich geny, a także najzwyklejsza potrzeba potomstwa, połączona z obawą, że w ich życiu może nie dojść ono do skutku, gdyż np. nie uda im się stworzyć związku, który da szansę na zostanie rodzicem. Choć zatem wszystko może wydawać się jasne i ustalone: tu mamy rodziców, tu surogatki, a tu dawców gamet, to w rzeczywistości rodzicielstwo zaczyna nam migotać nieznanymi dotąd odcieniami tak, że trzeba nieraz mocno mrużyć oczy, by móc widzieć cokolwiek. O tym, jak trudno się w tej nowej sytuacji rozeznać, najlepiej być może świadczą słowa jednego z dawców spermy: „Uważam, że to smutne, gdy dzieci nie mogą poznać prawdziwego [podkr. J. S.], biologicznego ojca. Uznałem, że to dobre dla nich, by mogły zadać mi pytanie o dziedzictwo, korzenie” (K. Domagalska, Gratulacje, to wiking!, „Duży Format”, 17 października 2013, s. 8). Czy mówi to ktoś, kto sprzedaje swoje komórki, czy rodzic? – odpowiedź nie musi być / nie jest jedna.***Kwestie związane z początkiem życia budzą wiele emocji, kontrowersji i niejasności, gdyż głęboko zakorzenione w nas wyobrażenia na temat tego, czym jest poczęcie, narodziny i rodzicielstwo, zderzają się dziś z możliwościami, jakie oferuje nam rozwijająca się w zawrotnym tempie nauka. Zmiany cywilizacyjne, którym ten medyczny i technologiczny postęp nadaje rozpędu, mocnym tąpnięciem wkraczają w rozumienie tego, czym jest życie, kiedy może być ono dobre, sensowne i spełnione. Niektóre stare lęki bezpowrotnie znikają, niektóre wracają w jedynie nieco zmienionym przebraniu, ale pojawiają się też zupełnie nowe, które dopiero będziemy musieli nazwać i nauczyć się sobie z nimi radzić. Żyjemy w ciekawym, choć trudnym czasie, kiedy zdaje się kruszeć obraz początku życia jako dzieła natury, kiedy musimy go sobie na nowo konstruować, przemyśliwując wszystkie wartości, jakie chcielibyśmy weń wkomponować. Zawieszeni jesteśmy między myśleniem o narodzinach z jednej strony jako o cudzie, z drugiej – jako o wynalazku. Każdy z tych biegunów to skrajność. Jak ocalić głęboki wymiar duchowy i egzystencjalny narodzin i rodzicielstwa w dobie mocno technicznie rozwiniętej cywilizacji? Jak nie zamykać oczu na nowe możliwości, oferowane przez naukę, w obawie przed odarciem życia ze wszystkich jego tajemnic, które pozwalają widzieć je jako święte? Jak przedwcześnie nie potępiać tego, co rodzi niepokój?Wielu odpowiedzi nie znamy, wiele z nich powinniśmy sformułować na nowo, ale jedno jest pewne – wszystkie są w naszych rękach. Jak dzieci. Mały Jezus, owinięty w pieluszki, spokojnie śpi w żłóbku w rozświetlonej stajence. Pochylają się nad nim Maryja i Józef. Oddają cześć, przyklękając, pastuszkowie. O czym myśli osoba, która wie wszystko o trudach porodu i połogu, spoglądając na ten sielankowy obrazek? - Widząc zadumę Maryi i spokój Józefa, jestem pełna podziwu, że nadzieja, jaką pokładali w Bogu, zwyciężyła niepokój i pytania, które na pewno również gościły w ich sercach - mówi położna Ewa Prokurat. Utożsamiając się z rzeczywistością poporodową, zastanawiam się, jak bardzo Maryja musiała być zmęczona podróżą, porodem i wszystkimi gośćmi, którzy pragnęli zobaczyć Dzieciątko. Moment po porodzie to jeszcze adrenalina, lawina endorfin, uniesienie w wielkiej ekstazie, bo nagroda za trud jest piękna..., ale potem przychodzi zmęczenie i fizyczne dolegliwości połogu. Kto Ją wtedy wspierał? Czy miała swoją położną, która pomogła przystawić dziecko do piersi, potrzymała za rękę? Na szczęście był przy Niej Józef - mąż i ojciec. Wprawdzie będąc odpowiedzialny za całą logistykę przedsięwzięcia, z trudem znalazł szopę ze zwierzętami, ale miał w sobie ogromną miłość i pokój. I tym właśnie obdarował Maryję. Miłość i ufność - to cała tajemnica sielankowego obrazka. Jestem mamą Z perspektywy czasu myślę, że moja droga do zawodu położnej była dobrze obmyślana przez Pana Boga - coraz bardziej jestem o tym przekonana. Spektakularne powołanie? Chyba nie. Ale na pewno prowadzenie... Trafiłam do Szkoły Położnych w Warszawie, spotkałam ludzi, dzięki którym mogły dojrzewać moje poglądy i szacunek do życia. Doświadczyłam wielu sytuacji, gdy mogłam pochylać się nad ludzkim życiem. Widziałam, jak walczy o życie mały człowiek, który jedyną szansę na życie miał w łonie mamy. Jak wiele razy popłynęły mi po policzku łzy bezradności... To wszystko kreowało mnie jako położną. Ale też prowadziło do pogłębiania mojej wiary, poszukiwania odpowiedzi na moje pytania. To modlitwa i wsparcie ludzi, których miałam obok, dawało mi siłę w trudnościach i odwagę w decyzjach i postawach, a także ogromną radość i umiejętność dzielenia jej z matką po porodzie zdrowego dziecka. To niepowtarzalne szczęście, rekompensujące wszystkie trudy zawodu. Teraz trochę za tym tęsknię, bo nie mam tak częstych okazji do tych przeżyć. Ale wiem, że to, co robię dzisiaj, również jest drogą wyznaczoną przez Pana Boga. Mogę nadal pracować z rodziną, kobietą, i to nie tylko w okresie okołoporodowym. Poza tym, życie przyniosło mi spełnienie marzenia o macierzyństwie. Jestem mamą trzech wspaniałych chłopaków, a dodatkowo - matką duchową wielu, wielu dzieci. Prezent od Pana Boga Pewnie, że życie jest cudem. W czasach, kiedy problem niepłodności dotyka tak wiele małżeństw, można prawie dosłownie pojmować poczęcie jako cud, wielki prezent od Boga. Czasem ten prezent nie jest oczekiwany albo pojawia się nie w tym czasie, kiedy go wyglądamy, ale... dar jest darem, należy go zawsze przyjąć i „rozpakować”. I nie ma mocnych, bo i tak zachwyci - nawet jeśli był niespodzianką! Zdumiewa mnie zawsze - i ciągle na nowo - fenomen poczęcia i rozwoju dziecka w łonie matki, doskonałość jej ciała, które wie, jak stworzyć najlepsze warunki najpierw do poczęcia, a następnie do wzrastania dziecka i jego ochrony. To niesamowite. Potem rodzi się człowiek i uszczęśliwia wszystkich naokoło. Fascynuje mnie zachwyt nad dzieckiem ich rodziców, zapatrzonych w nie, jakby nie dowierzali, że ten cud wydarzył się właśnie przy ich udziale. Mimo trudu, jaki włożyli w „rozpakowanie prezentu”, szybko odzyskują siły, by cieszyć się cudem życia. Od poczęcia człowiek Nie mam wątpliwości co do tego, kiedy powstaje życie. A ci, dla których oczywiste to nie jest?... Popierają swoje teorie nawet jakimiś pseudonaukowymi badaniami. Próbują dociec, który moment jest początkiem istnienia człowieka: kiedy zaczyna bić serce czy wtedy, kiedy dziecko zaczyna mieć świadomość zaistnienia - choć wielu sądzi, że takiej świadomości w życiu płodowym w ogóle nie posiadamy... Jeśli dyskutują „światli”: naukowcy, politycy, dziennikarze, jednym słowem ludzie wykształceni, i oni podają w wątpliwość fakt zaistnienia człowieka w momencie zapłodnienia, jest mi po prostu smutno, jestem oburzona, czasem wściekła. Jeśli rozmawiają ludzie o jeszcze nieukształtowanych poglądach, nieświadomi tego, co dzieje się podczas poczęcia i pierwszych dni, tygodni życia człowieka, rodzi się we mnie odpowiedzialność, by kształtować ich wiedzę. Przekazuję te informacje młodzieży. I - oczywiście - w duchu szacunku do poczętego życia wychowuję swoje dzieci. Kiedy rozmawiając z rodzicami oczekującymi na narodziny, opowiadam o życiu ich dziecka w jego małym królestwie, o tym, jak reaguje, co czuje, jak się odżywia, o tym, że widzi, słyszy, odczuwa itd. - obserwuję zdumienie i ogrom szczęścia. Przyjście na świat Każda biografia rozpoczyna się od słów „urodziłem się”, „przyszedłem na świat”, pomijając siłę sprawczą. Z drugiej strony - dnia poczęcia najczęściej nie znamy, więc trudno zaczynać „począłem się w łonie matki w dniu...”. A nawet jeśli rodzice mają świadomość, kiedy poczęcie się dokonało, to w naszej kulturze nie ma zwyczaju przekazywania dziecku tej informacji. Narodziny są bardzo charakterystycznym, można rzec: namacalnym momentem obecności na tym świecie. Fakt porodu umożliwia udokumentowanie, tj. określenie daty, godziny, płci, a więc także nadanie imienia właściwego płci. Poród to nie początek życia, ale jest bardzo istotnym wydarzeniem w życiu człowieka. Dlatego świętujemy narodzenie Jezusa - to właśnie ono rozpoczyna nową erę w dziejach świata! Ale - stawiając kropkę nad „i” - nie byłoby Bożego Narodzenia, gdyby nie Maryja... Geniusz kobiety Słysząc pytanie, od czego zależy otwartość małżonków na nowe życie, odpowiadam: jest ona uwarunkowana gotowością przyjęciem każdego dziecka, które jest w planie Bożym. To gotowość do przyjęcia dziecka, nawet jeśli nie było ono zaplanowane, a pojawiło się. Mimo chwili stresu i zakłopotania okazuje się że można się nim bardzo cieszyć. Matka Boża też była nieco zakłopotana zwiastowaniem woli Boga w odniesieniu do Jej życia. Wcale nie krzyczała z radości. Zdumiała się. Zastanawiała się, co oznaczają słowa archanioła Gabriela. Pewnie się bała, ale powiedziała Bogu „tak”. Już zaraz potem jest radosna i szczęśliwa. Śpiewa Magnificat, wychwalając Boga. Biegnie do Elżbiety, by podzielić się radością z kuzynką. Tak jest w przypadku większości kobiet - cieszą się, ale niekoniecznie od razu, gdy dowiadują się, że będą mamą. Jesteśmy rodzicami Wracając do betlejemskiej stajenki... Czego mogą nauczyć Maryja i Józef jako rodzice? Myślę, że postaw rodzicielskich, ufności Bogu w tym, co do nas mówi, godzenia się z Jego wolą, wsłuchiwania się w słowo Boże i realizowania go w swoim życiu. Są tego pokornym przykładem, chociaż nie było im łatwo. W środku nocy Józef zrywa ze snu Maryję i małe dziecko, każe wsiadać na osiołka i - uciekając przed niebezpieczeństwem - wyruszają w daleką podróż. Maryja nie zadaje zbędnych pytań. Ufa, że mężczyzna Jej życia wie, co robi, dlatego pokornie wykonuje jego polecenia. Miłość i ufność w czystej postaci... Wszystkim mężom życzę, aby swoim autorytetem zasłużyli na takie zaufanie swojej małżonki. A wszystkim żonom - tak opiekuńczych, mądrych, wsłuchujących się w głos Ojca Najwyższego i tak przyjmujących Jego wolę, tak troszczących się o los swojej rodziny - nie tylko w bycie materialnym - mężów. Kiedy wraz ze swoim mężem patrzę na pochylone nad żłóbkiem postacie Maryi i Józefa, łączy nas ta sama myśl: „Wy najlepiej nas rozumiecie, bo jesteście rodzicami”. LA Ewa Prokurat - położna z 30-letnim stażem pracy w zawodzie. Posiada bogate doświadczenie zawodowe zarówno pracy w szpitalu, jak również w podstawowej opiece zdrowotnej i ambulatoryjnej opiece specjalistycznej. Od 1998 r. pracuje w Centrum Medyczno-Diagnostycznym w Siedlcach jako położna środowiskowo-rodzinna. Od 1998 r. prowadzi też Szkołę Rodzenia. Zajmuje się również koordynowaniem Programu Profilaktyki i Wczesnego Wykrywania Raka Szyjki Macicy. Od wielu lat bierze udział w organizowaniu akcji profilaktycznych w Siedlcach i regionie. W 2016 r. otrzymała dyplom uznania marszałka województwa mazowieckiego za „Profesjonalizm i pełną poświęcenia pracę na rzecz zdrowia i życia ludzkiego”. Jest również wykładowcą na licznych kursach dla pielęgniarek i położnych oraz wykładowcą i współorganizatorem konferencji i zjazdów szkoleniowych dla położnych wraz z Okręgową Radą Pielęgniarek i Położnych w Siedlcach. Obecnie jest opiekunem merytorycznym programu szkoleniowego „Zdrowie Prokreacyjne w Fundacji Świętych Joachima i Anny”, realizowanym w ramach Narodowego Programu Zdrowia. Jest matką i żoną. Echo Katolickie 51/52/2017 opr. ab/ab Dar duszy Cena: złPromocja z: zł Nowe wydanie książki Roberta Schwartza, dzięki której oczyścisz i uzdrowisz swój umysł i c... Myśli kształtują życie. Dar intuicji Cena: złPromocja z: zł Każdy człowiek posiada zdolności pozazmysłowego poznania, dzięki którym może mieć kontakt ... Próbowałam już wszystkiego, żeby schudnać... Cena: złPromocja z: zł Jak dowodzą badania przeprowadzone przez autorów, znanych specjalistów w dziedzinie mikrob... Dar gniewu Cena: złPromocja z: zł Co może ocalić człowieczeństwo? Czy we współczesnym świecie wiara w miłość, dobro i spokój... Dar Przemiany. Duchowy przewodnik po doskonałym... Cena: złPromocja z: zł Autorka przedstawia dziesięć sposobów, dzięki którym możemy przemienić na lepsze siebie, w... Cud myślenia i cud czucia. Terapia wszechświatem, leczenie kosmosem Cena: złPromocja z: zł Czy skoro Ziemia jest częścią kosmosu, to nie jest czymś naturalnym, że wszyscy jesteśmy k... Prawa narodzin, życia i śmierci Cena: złPromocja z: zł Roman Andrzej Tokarczyk jest profesorem zwyczajnym, prawnikiem i filozofem. Zajmuje się hi... Fajna mama. Naturalne i szczęśliwe macierzyństwo: od poczęcia, Cena: złPromocja z: zł Alicia Silverstone przedstawia kompleksowy przewodnik dla wszystkich kobiet, które pragną ... Świadome macierzyńswo z ajurwedą. Od poczęcia do.. Cena: złPromocja z: zł Macierzyństwo to szczególne doświadcznie wymagające odpowiedzialności, dlatego wiele przys...

cud miłości od poczęcia po narodziny